Odkąd pamiętam każdą wolną chwilę spędzaliśmy na wycieczkach. Albo były to wycieczki pod Warszawę, albo spacery po parkach, albo dłuższe wyjazdy krajowe lub zagraniczne.
Zaprezentowane na tej stronie będę wyjazdy, miejsca które: miały największy na nas wpływ, wymagały największej logistyki, najczęściej jeździliśmy itd.
W 1992r pierwszy raz byliśmy w Anglii u cioci. Wyjazd bardzo przeżywaliśmy. Pierwszy raz jechaliśmy tak daleko. I jeszcze bez taty (został w domu). Fotorelacja - proszę kliknąć
W 1992r pierwszy raz byliśmy w Anglii u cioci. Wyjazd bardzo przeżywaliśmy. Pierwszy raz jechaliśmy tak daleko. I jeszcze bez taty (został w domu). Fotorelacja - proszę kliknąć
W 1997r Maciek z mamą i ciocią był w Tunezji.
Nie lubiłam, jak oni tak wyjeżdżali. Bałam się, że samolot się rozbije albo coś innego złego się stanie. A oprócz tego byłam zazdrosna :) Ale ja w tym czasie też fajnie spędzałam czas. Maciek przysyłał mi i tacie kartki.
W tym zestawie byli również w Portugalii i na Krecie. Jak byli w Portugalii to Maciek latał balonem za motorówką. Mama miała robić zdjęcia, ale jak synuś był w górze to się tak zdenerwowała że zrobiła tylko jedno zdjęcie jak lądował. A sama go wysłała :)
Lądowanie |
Na talerzu - ośmiornice |
W Anglii |
Jesienią 2001r Maciek, mama i tata byli na wycieczce w Czechach.
Wycieczkę organizował tata z Towarzystwem Zwalczania Chorób Mięśni. Jak można się domyślać, na kilkudniową wycieczkę pojechały osoby niepełnosprawne. W związku z tym wymagało to pewnej logistyki. Ale dali radę :)
Ale wycieczki w Polsce też były wspaniałe. A przede wszystkim spędzaliśmy ten czas wszyscy razem.
Byliśmy "milion" razy w Krynicy. Przez te wszystkie lata mieszkaliśmy w tym samym miejscu. Ale okolicę też zwiedzaliśmy. Na ile się dało zwiedzać. Ponieważ było mało czasu na zwiedzanie :) W Krynicy głównie jeździliśmy na nartach. Ale były też inne atrakcje, jak "Wory" - czyli zjazd na worach z sianem, zjazd rodzinny na materacu itd.
Około 7 - 8 razy byliśmy we Władysławowie. Również tu przez te wszystkie lata mieszkaliśmy w tym samym domu. Ale okolicę bliższą i dalszą poznaliśmy bardzo dobrze. I dobrze się bawiliśmy. Raz tak dobrze, że uszkodziliśmy Maćkowi palec :) Chodziliśmy na taką trampolinę. Maciek siedział, a my skakałyśmy. Fajnie było :) Czasem i Maciek wyskakiwał do góry. Tylko raz niefortunnie przygniótł sobie palec. Ale i tak się śmiał :)
Jednak najbardziej szalonym pomysłem był nasz wyjazd do Holandii w 2003r. Dopiero jak siedziałam w samochodzie dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę :)
Zaczęło się od tego, że mama termin i miejsce noclegu rezerwowała przez internet. Do tego to miejsce miało być przystosowane. Maciek i mama, jeżdżąc palcem po mapie, planowali trasę podróży. A jeszcze nie mieliśmy samochodu. Jak jechaliśmy do Holandii, nasze Doblo mieliśmy dopiero tydzień (ale zanim wyruszyliśmy w podróż do Holandii, byliśmy w Bychawie żeby Topaz miał jakąś opiekę).
Podróż do Holandii była dwuetapowa. Z Warszawa wyruszyliśmy bardzo rano. Nocowaliśmy blisko granicy. Byliśmy tak spakowani, żeby Maciek wyjechał wózkiem z samochodu a jednocześnie, żebyśmy nie musieli wszystkiego wypakowywać. Nie pamiętam w jakiej miejscowości byliśmy, ale było tam bardzo ładnie. Następnego dnia o świcie wyjechaliśmy. Szybko dojechaliśmy do granicy. Ale po pewnym czasie zaczęliśmy zastanawiać się, czy my aby napewno w dobrą stronę jedziemy. Ani mama ani ja już nie miałyśmy siły. Ogarnęło nas zmęczenie. Nawet Maciek zamilkł. Zawsze w podróży rozmawiał, prowadził samochód itd. Teraz cisza. Zrobiliśmy postój. Mama spała w samochodzie, ja próbowałam na ławce spać, a Maciek jeździł do sklepu i kupował różne słodycze - zamawiając we wszystkich znanych sobie językach :) Po godzinnym odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą podróż.
W Holandii ze znalezieniem naszego hostelu też mieliśmy ubaw. Było kiepskie oznakowanie i nie mogliśmy go znaleźć.
W Holandii byliśmy tydzień. Było bardzo fajnie. Pogoda dopisała. Cały czas było ciepło i świeciło słońce. Zwiedziliśmy wiele miejscowości. Fotorelacja wraz z opisem - proszę kliknąć
To był miesiąc podróży. Tak jak pisałam wcześniej, przed Holandią zawieźliśmy psa do Bychawy. Teraz przyjechaliśmy go odebrać. Prosto z Bychawy pojechaliśmy do Mszany Dolnej. Mieszkaliśmy w domu znajomych mamy. Zwiedzaliśmy okolicę. Wspominaliśmy pobyt w Gorcach sprzed lat. Byliśmy w Koninkach.
Podczas wakacji w 2003r tyle podróżowaliśmy samochodem, że już o różnych głupotach rozmawialiśmy. Ale właśnie wtedy, jak wracaliśmy z Mszany Dolnej wymyśliłam, że można zrobić wystawę Maćka prac. A moja rodzina pomysł podchwyciła i podróż do domu szybko nam zleciała :)
W 2005r Maciek i mama byli w Rzymie. Nawet dwa razy :) Pierwszy raz jak pojechali, to grupa oprócz zwiedzania Rzymu miała się spotkać z papieżem. Ale jak każdy pamięta, w tym czasie Jan Paweł II był w szpitalu. Tak więc ta sama grupa poleciała do Rzymu w grudniu, tylko na audiencję do papieża Benedykta XVI.
Więcej zagranicznych wojaży nie było (ale planów mnóstwo :)). Teraz podróżowaliśmy po Polsce. Wózek i choroba nie stanowiły dla naszych marzeń problemów. Należało tylko dobrze zaplanować wycieczkę (czyli ośrodek przystosowany, łatwy dojazd, miejscowość po której da się chodzić itd) i jechaliśmy. Może przewodnik powinnyśmy napisać ? :)
Tak jak pisałam wcześniej byliśmy zimą w Krynicy Zdrój. Mama z Maćkiem pojechała też do Dusznik Zdroju. Ja zostałam w domu ponieważ miałam sesję.
Później na kilka lat przestaliśmy w zimie wyjeżdżać. Między innymi dlatego, że nie zgrywały się nam ferie, góry zimą nie są przystosowane itd. Pierwszy po latach zimowy wyjazd mieliśmy w lutym 2011r do Serocka (zapraszam).
Podróżowaliśmy w wakacje. Oczywiście byliśmy we Władysławowie :), ale w następnym roku pojechaliśmy pierwszy raz do Mielna. Bardzo nam się tam podobało. Miejsca były przystosowane. Pogoda super.
W kolejnym roku byliśmy w Krynicy Morskiej. Niestety był to mały niewypał :) Wszyscy zachwycali się Krynicą Morską. W TV mówiło się o ulicy Teleexpresu. Miejsce rezerwowaliśmy przez telefon. Zrozumiałyśmy, że miał być to pensjonat. Przyjechaliśmy. Ponieważ mama była na mnie lekko zdenerwowana i się do mnie nie odzywała, nie skomentowałam tego co zobaczyłam :) Mama, która nigdy nie narzeka, pierwsza wypowiedziała się na temat tego co zobaczyliśmy :) Pozytywną stroną tego domu był brak schodów do naszego pokoju, duży pokój, możliwość zamieszkania z psem. Byliśmy tu tydzień. Z ręcznym wózkiem. Do centrum Krynicy Morskiej trzeba było iść krzywych chodnikiem albo ulicą. W TV pokazywali jak pięknie jest w tej miejscowości. Dopiero pod koniec pobytu znaleźliśmy te rejony, które pokazywali w TV. Ale to było daleko od naszej kwatery. Pewnie lepiej byśmy wspominali Krynicę Morską jak by była piękna pogoda. Jednak podczas naszego pobytu cały czas padało. Tak więc najwięcej czasu spędzaliśmy w najbliższej pizzerii :) Ale nie jesteśmy z cukru, więc okolicę zwiedziliśmy. Między innymi popłynęliśmy statkiem do Fromborka. Oczywiście padało :)
Z takich dziwactw, to jeszcze byliśmy z mamy harcerzami w Kluszkowcach. Mieszkaliśmy na kwaterze u górala. I jak to w górach, do domu były schody :) Była piękna pogoda, upały. Więc jak wychodziliśmy z domu to wchodziliśmy wieczorem. Zwiedzaliśmy okolicę, pływaliśmy też statko-łodzią.
Fotorelacja z obozu w Gorcach w Kluszkowcach i na Mazurach w Wiknie - zapraszam.
I tak podróżowaliśmy. Przy odpowiedniej logistyce wszystko udawało się zrobić, wszędzie pojechać.
Pierwszy duży problem pojawił się jak Maciek zaczął używać respirator w ciągu dnia. Musieliśmy wykombinować jak doczepić respirator do wózka. Dodatkowo był problem czasowy - bateria w respiratorze wystarczała tylko na 2 godziny. Wyjazd do Pucka był pierwszą naszą wycieczką z respiratorem. Mieszkaliśmy w przystosowanym ośrodku. (Chociaż jak zabrakło prądu w mieście - to przystosowanie na nic było. Mieszkaliśmy na piętrze, a musieliśmy się dostać do samochodu, żeby podłączyć w nim respirator. Obsługa zniosła Maćka po schodach. Jak doszliśmy do samochodu, to włączono prąd :)) W Pucku byliśmy tydzień. Odwiedziliśmy Władysławowo, Hel, Gdańsk ... - zapraszam do fotorelacji :)
Z morza nie zrezygnowaliśmy. Postanowiliśmy jeździć do Mielna do ośrodka Unitral. Ośrodek jest świetnie przystosowany. Mielno przez te kilka lat też się zmieniło. Zrobiono więcej udogodnień dla osób na wózkach, wydłużono promenadę wzdłuż morza itd. Spędziliśmy tu trzy wspaniałe turnusy. W najbliższe wakacje też mieliśmy tu przyjechać. Niestety nie będzie nam to dane.
W zeszłym roku byliśmy jeszcze w Tomaszowie Mazowieckim. Pojechaliśmy na ślub Roberta. Ale czas na zwiedzanie również znaleźliśmy :)
Oczywiście bardzo dużo czasu spędzaliśmy na działce - kliknij fotorelacja i w Bychawie - zapraszam.
Maciek uwielbiał podróże. Jak wyjeżdżał gdzieś beze mnie to nie wiedział czy ma się cieszyć czy płakać :) Cieszył się na wycieczkę, smucił że jedzie beze mnie. Ale ze mną było tak samo :)
Wycieczkę organizował tata z Towarzystwem Zwalczania Chorób Mięśni. Jak można się domyślać, na kilkudniową wycieczkę pojechały osoby niepełnosprawne. W związku z tym wymagało to pewnej logistyki. Ale dali radę :)
Ale wycieczki w Polsce też były wspaniałe. A przede wszystkim spędzaliśmy ten czas wszyscy razem.
Byliśmy "milion" razy w Krynicy. Przez te wszystkie lata mieszkaliśmy w tym samym miejscu. Ale okolicę też zwiedzaliśmy. Na ile się dało zwiedzać. Ponieważ było mało czasu na zwiedzanie :) W Krynicy głównie jeździliśmy na nartach. Ale były też inne atrakcje, jak "Wory" - czyli zjazd na worach z sianem, zjazd rodzinny na materacu itd.
Wtedy wjechaliśmy w wyciąg |
Około 7 - 8 razy byliśmy we Władysławowie. Również tu przez te wszystkie lata mieszkaliśmy w tym samym domu. Ale okolicę bliższą i dalszą poznaliśmy bardzo dobrze. I dobrze się bawiliśmy. Raz tak dobrze, że uszkodziliśmy Maćkowi palec :) Chodziliśmy na taką trampolinę. Maciek siedział, a my skakałyśmy. Fajnie było :) Czasem i Maciek wyskakiwał do góry. Tylko raz niefortunnie przygniótł sobie palec. Ale i tak się śmiał :)
Więcej zdjęć z Władysławowa z opisami - zapraszam
W grudniu 2001r zmarł tata. Z tatą mieliśmy szalone pomysły. Po jednych wakacjach, jak zawieźliśmy wózek do naprawy, pan powiedział, że ten typ wózków jest do jeżdżenia po chodniku, a nie górach (byliśmy nad morzem :)) Zostaliśmy we trójkę. Dalej podróżowaliśmy (dalej w czwórkę - dołączyła ciocia, a nawet w piątkę - był Topaz :)).
Jednym z naszych szalonych pomysłów był wyjazd pociągiem (w zimie) do Krynicy :) Wyjazd był krótki i bardzo sympatyczny. Ale podróż pociągiem będziemy zawsze pamiętać. Mieliśmy pomoc znajomych przy wsiadaniu do pociągu. W Krynicy przyjechała po nas obsługa ośrodka (są zalety jeżdżenia w jedno miejsce przez wiele lat). I tak samo było z powrotem do Warszawy. Tylko, że teraz mieliśmy przygody podczas podróży. Mama zarezerwowała przedział blisko wejścia do wagonu, żebyśmy nie musieli się z bagażami, wózkiem i niechodzącym Maćkiem przeciskać korytarzem. Ale w tym wagonie zepsuło się ogrzewanie. Obsługa powiedziała, żeby ludzie przechodzili do sąsiednich wagonów, do tych które są najbliżej. Wylądowaliśmy w I klasie. Kilka godzin później zmienili się konduktorzy. Wszystkim co dosiedli się do I klasy, kazali przejść do II albo dopłacić. Żadnych wyjaśnień nie słuchali. Więc mama powiedziała, żeby nam pomogli przejść. Szczęki im opadły i pozwolili zostać.W grudniu 2001r zmarł tata. Z tatą mieliśmy szalone pomysły. Po jednych wakacjach, jak zawieźliśmy wózek do naprawy, pan powiedział, że ten typ wózków jest do jeżdżenia po chodniku, a nie górach (byliśmy nad morzem :)) Zostaliśmy we trójkę. Dalej podróżowaliśmy (dalej w czwórkę - dołączyła ciocia, a nawet w piątkę - był Topaz :)).
Jednak najbardziej szalonym pomysłem był nasz wyjazd do Holandii w 2003r. Dopiero jak siedziałam w samochodzie dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę :)
Zaczęło się od tego, że mama termin i miejsce noclegu rezerwowała przez internet. Do tego to miejsce miało być przystosowane. Maciek i mama, jeżdżąc palcem po mapie, planowali trasę podróży. A jeszcze nie mieliśmy samochodu. Jak jechaliśmy do Holandii, nasze Doblo mieliśmy dopiero tydzień (ale zanim wyruszyliśmy w podróż do Holandii, byliśmy w Bychawie żeby Topaz miał jakąś opiekę).
Podróż do Holandii była dwuetapowa. Z Warszawa wyruszyliśmy bardzo rano. Nocowaliśmy blisko granicy. Byliśmy tak spakowani, żeby Maciek wyjechał wózkiem z samochodu a jednocześnie, żebyśmy nie musieli wszystkiego wypakowywać. Nie pamiętam w jakiej miejscowości byliśmy, ale było tam bardzo ładnie. Następnego dnia o świcie wyjechaliśmy. Szybko dojechaliśmy do granicy. Ale po pewnym czasie zaczęliśmy zastanawiać się, czy my aby napewno w dobrą stronę jedziemy. Ani mama ani ja już nie miałyśmy siły. Ogarnęło nas zmęczenie. Nawet Maciek zamilkł. Zawsze w podróży rozmawiał, prowadził samochód itd. Teraz cisza. Zrobiliśmy postój. Mama spała w samochodzie, ja próbowałam na ławce spać, a Maciek jeździł do sklepu i kupował różne słodycze - zamawiając we wszystkich znanych sobie językach :) Po godzinnym odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą podróż.
W Holandii ze znalezieniem naszego hostelu też mieliśmy ubaw. Było kiepskie oznakowanie i nie mogliśmy go znaleźć.
W Holandii byliśmy tydzień. Było bardzo fajnie. Pogoda dopisała. Cały czas było ciepło i świeciło słońce. Zwiedziliśmy wiele miejscowości. Fotorelacja wraz z opisem - proszę kliknąć
To był miesiąc podróży. Tak jak pisałam wcześniej, przed Holandią zawieźliśmy psa do Bychawy. Teraz przyjechaliśmy go odebrać. Prosto z Bychawy pojechaliśmy do Mszany Dolnej. Mieszkaliśmy w domu znajomych mamy. Zwiedzaliśmy okolicę. Wspominaliśmy pobyt w Gorcach sprzed lat. Byliśmy w Koninkach.
Przy pracy - mamy Gorce namalowane przez Maćka |
W 2005r Maciek i mama byli w Rzymie. Nawet dwa razy :) Pierwszy raz jak pojechali, to grupa oprócz zwiedzania Rzymu miała się spotkać z papieżem. Ale jak każdy pamięta, w tym czasie Jan Paweł II był w szpitalu. Tak więc ta sama grupa poleciała do Rzymu w grudniu, tylko na audiencję do papieża Benedykta XVI.
Więcej zagranicznych wojaży nie było (ale planów mnóstwo :)). Teraz podróżowaliśmy po Polsce. Wózek i choroba nie stanowiły dla naszych marzeń problemów. Należało tylko dobrze zaplanować wycieczkę (czyli ośrodek przystosowany, łatwy dojazd, miejscowość po której da się chodzić itd) i jechaliśmy. Może przewodnik powinnyśmy napisać ? :)
Tak jak pisałam wcześniej byliśmy zimą w Krynicy Zdrój. Mama z Maćkiem pojechała też do Dusznik Zdroju. Ja zostałam w domu ponieważ miałam sesję.
Później na kilka lat przestaliśmy w zimie wyjeżdżać. Między innymi dlatego, że nie zgrywały się nam ferie, góry zimą nie są przystosowane itd. Pierwszy po latach zimowy wyjazd mieliśmy w lutym 2011r do Serocka (zapraszam).
Podróżowaliśmy w wakacje. Oczywiście byliśmy we Władysławowie :), ale w następnym roku pojechaliśmy pierwszy raz do Mielna. Bardzo nam się tam podobało. Miejsca były przystosowane. Pogoda super.
W kolejnym roku byliśmy w Krynicy Morskiej. Niestety był to mały niewypał :) Wszyscy zachwycali się Krynicą Morską. W TV mówiło się o ulicy Teleexpresu. Miejsce rezerwowaliśmy przez telefon. Zrozumiałyśmy, że miał być to pensjonat. Przyjechaliśmy. Ponieważ mama była na mnie lekko zdenerwowana i się do mnie nie odzywała, nie skomentowałam tego co zobaczyłam :) Mama, która nigdy nie narzeka, pierwsza wypowiedziała się na temat tego co zobaczyliśmy :) Pozytywną stroną tego domu był brak schodów do naszego pokoju, duży pokój, możliwość zamieszkania z psem. Byliśmy tu tydzień. Z ręcznym wózkiem. Do centrum Krynicy Morskiej trzeba było iść krzywych chodnikiem albo ulicą. W TV pokazywali jak pięknie jest w tej miejscowości. Dopiero pod koniec pobytu znaleźliśmy te rejony, które pokazywali w TV. Ale to było daleko od naszej kwatery. Pewnie lepiej byśmy wspominali Krynicę Morską jak by była piękna pogoda. Jednak podczas naszego pobytu cały czas padało. Tak więc najwięcej czasu spędzaliśmy w najbliższej pizzerii :) Ale nie jesteśmy z cukru, więc okolicę zwiedziliśmy. Między innymi popłynęliśmy statkiem do Fromborka. Oczywiście padało :)
Z takich dziwactw, to jeszcze byliśmy z mamy harcerzami w Kluszkowcach. Mieszkaliśmy na kwaterze u górala. I jak to w górach, do domu były schody :) Była piękna pogoda, upały. Więc jak wychodziliśmy z domu to wchodziliśmy wieczorem. Zwiedzaliśmy okolicę, pływaliśmy też statko-łodzią.
Fotorelacja z obozu w Gorcach w Kluszkowcach i na Mazurach w Wiknie - zapraszam.
I tak podróżowaliśmy. Przy odpowiedniej logistyce wszystko udawało się zrobić, wszędzie pojechać.
Pierwszy duży problem pojawił się jak Maciek zaczął używać respirator w ciągu dnia. Musieliśmy wykombinować jak doczepić respirator do wózka. Dodatkowo był problem czasowy - bateria w respiratorze wystarczała tylko na 2 godziny. Wyjazd do Pucka był pierwszą naszą wycieczką z respiratorem. Mieszkaliśmy w przystosowanym ośrodku. (Chociaż jak zabrakło prądu w mieście - to przystosowanie na nic było. Mieszkaliśmy na piętrze, a musieliśmy się dostać do samochodu, żeby podłączyć w nim respirator. Obsługa zniosła Maćka po schodach. Jak doszliśmy do samochodu, to włączono prąd :)) W Pucku byliśmy tydzień. Odwiedziliśmy Władysławowo, Hel, Gdańsk ... - zapraszam do fotorelacji :)
Z morza nie zrezygnowaliśmy. Postanowiliśmy jeździć do Mielna do ośrodka Unitral. Ośrodek jest świetnie przystosowany. Mielno przez te kilka lat też się zmieniło. Zrobiono więcej udogodnień dla osób na wózkach, wydłużono promenadę wzdłuż morza itd. Spędziliśmy tu trzy wspaniałe turnusy. W najbliższe wakacje też mieliśmy tu przyjechać. Niestety nie będzie nam to dane.
W zeszłym roku byliśmy jeszcze w Tomaszowie Mazowieckim. Pojechaliśmy na ślub Roberta. Ale czas na zwiedzanie również znaleźliśmy :)
Oczywiście bardzo dużo czasu spędzaliśmy na działce - kliknij fotorelacja i w Bychawie - zapraszam.
Maciek uwielbiał podróże. Jak wyjeżdżał gdzieś beze mnie to nie wiedział czy ma się cieszyć czy płakać :) Cieszył się na wycieczkę, smucił że jedzie beze mnie. Ale ze mną było tak samo :)